#1 Grom z jasnego nieba

Cześć, wróciłem.
Kim Ty jesteś, skąd wróciłeś, w jakim celu i na jak długo? Spokojnie, dezorientacja w tym momencie jest wskazana. Nieliczni jeszcze pamiętają, że zdarza mi się złapać za aparat. Ci, którzy mnie nie znają niech wiedzą, że nawet umiem zrobić zdjęcie. I tutaj mam problem. Zaczynałem parę lat temu jako absolutnie początkujący chłopak z lustrzanką. Ominąłem kilka, kilkanaście... w każdym razie za dużo ważnych elementów w nauce fotografii cyfrowej. Nadrobiłem - podkreślę od razu, że częściowo - na warsztatach prowadzonych przez ludzi ze zdecydowanie większym doświadczeniem niż moje w tej chwili. Reszta to u mnie mieszanka intuicji, lepszych i gorszych pomysłów oraz kapryśnego dobrego oka, któremu zazwyczaj bliżej bystrością do kreta niż sokoła. Dlaczego więc w ogóle sięgam po aparat? Bo mogę, bo lubię, bo niektórym podoba się to, co robię. Ah, i ten dźwięk migawki!
Pech chciał, że jako ten Najskromniejszy uwielbiam mieć rację. Zawsze, bez wyjątków. Uwierzcie, trudno z tym żyć. Innym, ja tam jako-tako egzystuję. W związku z tym będę pisać. Z tym sprawa jest trochę łatwiejsza, ponieważ warsztat i umiejętności są na odrobinę wyższym poziomie. Jednak z pisaniem jest jak z jedzeniem. Często mam na nie ochotę, ale jeśli jej brak to trudno się do tego zmusić i nie porzygać. Uwaga, ważna informacja. Można zanotować: nie musicie się ze mną zgadzać. W Internecie jakoś to zniosę <wink>. 
Nie lubię opowiadać o sobie - chyba każdy początkujący bloger ma u siebie taki akapit - chyba dlatego sobie z tym nie radzę. To jak z matematyką w liceum, z g r o z a. Interesuję się wieloma rzeczami, co nie czyni mnie w nich ekspertem i erudytą. Jednak życie nauczyło mnie, że lepiej wcześniej, a nie później, konfrontować się ze światem. Mniejszy ból przy pierdolnięciu uderzeniu o ścianę z napisem rzeczywistość. Zdarzyło mi się napisać opowiadanie (zazwyczaj z gatunku fantasy), popełnić recenzję albo reportaż. Na tę chwilę z tym kończę. Wyjaśnię niedługo dlaczego. Będą zdjęcia i felietony w luźnej formie - przepraszam moje panie polonistki, które widziały we mnie wzór ucznia - sporo o książkach, zapewne mniej o muzyce i filmach, ale i to jakoś ugryzę. Internet to piękne miejsce i nawet z fotograficznych wyzwań można zrobić ciekawą zabawę. Chciałbym pokazać innym, że inspiracją do działania może być wszystko - czasami mały element stanowi początek olbrzymiego projektu.
Nie jest to mój pierwszy blog "fotograficzny". Nie chcę jednak bazować wyłącznie na tamtym materiale i doświadczeniu. Wtedy moje życie pokolorowałem raczej szaro-burymi kredkami. Dzisiaj zdarza się, że ręka mi  się omskie i złapię w rękę żywszy kolor. Chociaż właściwie to inni podsuwają mi nowe kredki. Za co im dziękuję. Nowi ludzie, nowy ja. Zagłosuj na mnie!
Idea nowego początku zjawiła się w mojej głowie niczym tytułowy grom. Nagła, niespodziewana, nieułożona. Trzy razy n, które spowodowało, że odkurzyłem aparat, zacząłem planować i stwierdziłem, że cholera, może pora i na taką formę. Nie fabułę, krótkie historie, które trzeba zszywać ze sobą, żeby tworzyły ładną oraz spójną całość. To jest straszne. Dla każdego autora mękę i katuszę stanowi pokonanie odległości z jego głowy na kartkę papieru/do monitora. Podziwiam wszystkich autorów, którzy mają w sobie tyle samozaparcia i wytrwałości, żeby wydać książkę. A co ja na to? Walić to! Chcę w końcu robić to, co robię w tej chwili: pisać to, co myślę w wolnej od większości reguł formie. Właśnie układałem słoiki z ogórkami od babci, pies zipie w zegarkowym rytmie, konwój ciężarówek zagłusza mi wiejską ciszę. Chciałem to napisać i napisałem. Od razu mi lepiej. Gdyby wszystko było takie proste.
Chciałbym napisać trochę o samym wyglądzie i funkcjonowaniu bloga. Lubię minimalizm oraz przejrzystość w stronach internetowych, dlatego hołduję takim rozwiązaniom. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie wszystko może jest idealnie i w pełni funkcjonalne (puste kategorie, odnośniki do moich prywatnych profili na portalach społecznościowych - wszystko to zmienię z czasem, obiecuję! nie zapomnieć). 
I na koniec. W związku z tym wpisem potrzebowałem zdjęcia i spaceru. Jeszcze nie wiem czego bardziej. Z odsieczą przyszedł Artur, mój przyjaciel. Bo wiecie, są tacy ludzie, którzy jednocześnie są dowodem na upływający czas (Arturze, nie ukryjesz tych zmarszczek) i zarazem niezaprzeczalnym faktem, że pewnych spraw nie da się zmienić. I bardzo dobrze. Właśnie w ten sposób uświadomiłem sobie, że lepiej nie zmieniać siebie na siłę, tylko siąść na tyłku i zrobić coś, na co się miało ochotę od dłuższego czasu w takiej właśnie formie, jaką przeczytaliście. 
Bądźcie łaskawi. Najskromniejszy Dawid.

Artur 

Unknown

1 komentarz: